Mecz zbliżał się wielkimi krokami. Michała trudno było
zastać w domu, ja zwiedzałam Bełchatów oraz spędzałam czas z rodziną. Jako, że
brat nie miał za wiele czasu, odpuścił mi szkołę. Dwa dni przed meczem wyjechał
z całą drużyną do Jastrzębia. Niestety Oliwier, syn mojego brata, a mój
ukochany bratanek, rozchorował się, więc Dagmara uprzedziła mnie, że obejrzą
mecz w domu. Ja niestety tej przyjemności nie miałam, ponieważ braciszek
chytrze załatwił mi te bilety, wiedząc, że w tym wypadku chętnie zostałabym w
domu. Trzygodzinne tułanie się autobusem, w dodatku samotnie, nie było i nigdy
nie będzie dla mnie atrakcją. Cóż, wyboru nie miałam, jutro o 10:17 mam stawić
się na stacji w Bełchatowie, aby około 13 szukać hali w Jastrzębiu… Mecz jest
dopiero w środę, ale braciszek musi mnie zapoznać z całym składem i troszeczkę
popisać się swoją formą po kontuzji. Mimo wszystko, cieszyłam się, że go
mam. Czasem jest lepszy od worka treningowego, można się na nim wyżyć,
niekoniecznie fizycznie.
_______________
No to tak... kolejny nudny rozdział, ale to wszystko musi się jakoś zacząć. Ogólnie to całe opowiadanie ma na razie 37 rozdziałów i nie zanosi się na koniec... Niedługo zacznie robić się ciekawie. :)
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających, jak już tu jesteście to pozostawcie po sobie ślad w postaci komentarza. :D
Naprawde fajny ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny mam nadzieje ze dluzszy :)
cieszę się, jutro kolejny rozdział :D
Usuńpodoba mi się: ) czuć ta prawdziwość . czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńSuper ! Chce dalej ! :)))))
OdpowiedzUsuń