Jest godzina 10:30. Od dziesięciu minut siedzę w autobusie
do Jastrzębia Zdrój. Wczoraj, kiedy mój mózg prawie przełączył się na stan
bliżej określony jako sen, dostałam SMS-a. Nie musiałam sprawdzać, wiedziałam,
że był od Michała. Brzmiał on tak:
Siostrzyczko, jutro o 13 widzę cię wysiadającą z autobusu
w Jastrzębiu. Chłopaki już nie mogą się doczekać. Michał.
Moja odpowiedź brzmiała:
Braciszku, jutro o 13 widzę cię czekającego na mnie w
Jastrzębiu, bo pojęcia nie mam, gdzie ta wasza pieprzona hala jest. Marta.
I poszłam spać nie czekając nawet na odpowiedź. Teraz,
najbliższe dwie godziny spędzę przemierzając ulice Polski południowej. Zatapiam
się w myślach, delektując ulubioną muzyką, wydobywającą się ze słuchawek…
Według przydrożnych znaków do Jastrzębia pozostało 10 km.
Mam nadzieję, że Michał nie zrobi mi wstydu… Autobus właśnie minął ogromny znak
„Jastrzębie Zdrój wita!”. Nie dostałam od brata żadnej wiadomości i miałam złe
przeczucie, że przyjdzie mi samej szukać tej hali… Autobus właśnie wjechał na
stację, wysiadłam z niego i już wiedziałam, co mnie czeka. Nigdzie nie było
Michała, a przecież łatwo go dojrzeć z tym wzrostem. Wyjęłam telefon i
zadzwoniłam do niego. No tak, nie odebrał. Miałam ochotę wsiąść do byle jakiego
autobusu i wrócić do Bełchatowa.
- Zabiję go, uduszę! – krzyknęłam całkiem nieświadomie.
Przechodzący obok ludzie spojrzeli na mnie z niepokojem. Szybkim krokiem
ruszyłam w stronę najbliższego kiosku.
- Przepraszam, jak mogę dojść do hali? – zapytałam i
uzyskałam w miarę jasną odpowiedź. Byłam pewna, że się zgubię, ale nie chciałam
już napastować tej miłej pani z kiosku, więc ruszyłam we wskazanym kierunku
mrucząc pod nosem obelgi pod adresem brata.
Po dwudziestu pięciu minutach znalazłam się pod jastrzębską
halą. Nie omieszkałam pomylić drogi i wspomóc się przechodniami. Po raz kolejny
wyjęłam telefon. 13:44. Super, braciszek już zaczął trening. Dla pewności
zadzwoniłam do niego i prawie wywinęłam orła na zamarzniętych schodach, kiedy
po drugim sygnale usłyszałam jego głos.
- Michał?! Czy ty wiesz, że telefony się odbiera, a obietnic
dotrzymuje?! Przeszłam całe miasto!
- Oj Marta, przepraszam no… Telefon mi się rozładował, a
trener zamienił godziny treningów…
- Mam rozumieć, że nie ma cię w tej hali, tak? –
powiedziałam starając się nie wrzeszczeć.
- Spokojnie, jestem i za chwilę będę wychodził…
- To cudownie, pośpiesz się tylko. – przerwałam mu i
wrzuciłam telefon do torebki. Oparłam się o ścianę hali nie zauważając
stojącego obok… Mariusza Wlazłego.
____________________
Ogólnie to rozdział ten rozdział jest w dwóch częściach, ale dodałam je tu razem, bo pierwsza część jest nudna. A w drugiej zaczyna być ciekawie. :)
A ja czekam z niecierpliwością na jutro, godzinę 13:30, kiedy to dla mnie zaczynają się długo wyczekiwane ferie! :D
Pozdrawiam komentujących i odwiedzających!
strasznie mi się podoba :). czekam na kolejne rozdziały :D
OdpowiedzUsuńbardzo mi sie podoba :D
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny :)
mniej więcej co jaki czas będziesz dodawać?
OdpowiedzUsuńCodziennie dodaję jeden rozdział :)
Usuń